- Celka, nudzi mi się... - jęknęłam, gdy leżałyśmy w poniedziałkowe popołudnie na moim tymczasowym łóżku u ciotki Anielki.
- Może pooglądamy telewizje ?
- Nieee, wujek okupuje telewizor.
- To... chodźmy do parku linowego. - zaproponowała.
- Zwariowałaś ? Od tamtego feralnego dnia nie poszłam i już nigdy nie pójdę do żadnego parku linowego! - popatrzyłam na nią ze zgrozą.
Gdy miałam czternaście lat wybrałam się z bratem i jego żoną do parku linowego. Rafał lubi wysoko podnosić poprzeczkę, więc od razu poszliśmy na czerwony tor, czyli na najniebezpieczniejszy. Przy pierwszym zjeździe popełniłam błąd i na samym końcu przekręciłam się, co spowodowało rąbnięciem plecami w drzewo. To było makabryczne przeżycie. Ja, dziecko, płakałam. Tak bardzo bałam się dalej iść. Na szczęście udało mi się jakoś przetrwać.
- Jejku, to nie wiem... Pojeździj na koniu! Tyłem! - sarknęła.
- Ale to nie jest zły pomysł ! - uniosłam się do pozycji siedzącej. - Podobno w Zaborowie* ktoś ma ranczo.
- Tak. Jest ranczo. Należy ono do rodziców tego debila. - prychnęła.
- Jakiego debila ? - zmarszczyłam brwi.
- Pana 'Herkulesowy Tors'.
Popatrzyłam na nią z niezrozumieniem.
- No 'Pan Kwintesencja Męskości, ale na pewno nie Mądrości'.
- Dobra, możesz jaśniej?
- No ten dupek Piotrek!
- Aaaaa, o niego Ci chodzi. Nie można było prościej ?
- Nie.
- To jedziemy na to ranczo ?
- Nie mam ochoty.
- Oj, na pewno ich tam nie spotkamy. Pewnie nie mieszkają już z rodzicami.
- Boję się koni. - wyznała.
Zaczęłam się śmiać.
- Ty ? Koni ? Hahaha, czemu ?
Zgromiła mnie wzrokiem.
- Jak byłam mała mama zabrała mnie do zoo. Można tam było przejechać się na kucyku. Jak na złość gdy tylko się na niego wspięłam zrzucił mnie z grzbietu. Strasznie płakałam... Mama kupiła mi lody na pocieszenie... Od jej śmierci staram się unikać koni...- w jej oczach błysnęły łzy, a ja bez słowa się do niej przytuliłam.
Celina miała 10 lat, gdy jej matka zmarła w wypadku samochodowym. Jechała na występ córki. Cela po śmierci rodzicielki rzuciła grę na gitarze.
- A może nadszedł czas, by odgonić złe duchy ?
- Co masz na myśli?
- Powinniśmy pojechać na konie i odgonić złe duchy Cela. Będzie dobrze, zobaczysz.
- No nie wiem...
Wyciągnęłam do niej rękę i pomogłam zejść z łóżka.
- Będzie super. Zobaczysz.
- Jesteś tego pewna ?
- Tak. Chodź, dam Ci jakieś spodnie do jazdy.
- No dobra...
***
Pół godziny później byłyśmy już w drodze...
- To na pewno tu ? - spytałam.
- Tak. Znam Zaborowo jak własną kieszeń, więc się nie zgubiłyśmy.
Zatrzymałam samochód przed drewnianą bramą, nad którą wysiał szyld z napisem "Ranczo".
Wyszłyśmy z mojego opla vectry i skierowaliśmy się do do wejścia na posiadłość państwa Pawlickich.
To co tam zobaczyłam zaparło mi dech w piersi.
Na padoku hasało 6 koni. Obok zielonego pastwiska dla czworonogów był staw z małym molo, miejsce do grania w siatkówkę oraz drewniany budynek. Wielkie drzewa i kolorowe kwiaty dodawały scenerii magicznego wyglądu.
- Pięknie tu... - szepnęłam.
- No... Tam jest chyba budka, w której ktoś powinien być... Chyba. - stwierdziła Celka.
Drewniany budynek okazał się stajnią, w której znaleźliśmy stajennego, Pana Marka, który zaprowadził nas na padok. Wybrał konia dla Celi, bo ja nie miałam najmniejszej ochoty jeździć i zaprowadził nas do innej zagrody, by tam mogła kusować na pięknym, siwym koniu o imieniu Shakira.
Obserwowałam zza drewnianego ogrodzenia, jak pan Marek pomaga jej wsiąść i prowadził ją na lonży. Najpierw miała niepewną minę, lecz po piętnastu minutach rozluźniła się i oddawała się nauce anglezowania.
Przez te upały zachciało mi się pić, więc ruszyłam w poszukiwaniu sklepu.
* Perspektywa Celiny
Na początku bałam się wejść na Shakirę, a co dopiero na niej jechać ! Lecz po paru minutach przyzwyczaiłam się do skórzanego siodła i zaczęłam czerpać przyjemność z jazdy. Pan Marek był przeuroczym starszym panem z wąsem, który najwyraźniej wyczuł, ze miałam awers do koni, bo zaczął mi o nich opowiadać. Jakie to one są piękne, o swojej pracy. Potem nauczył mnie anglezowania. To było świetne, lecz na początku poobijałam sobie trochę tyłek. Nie zauważyłam jak Sandra poszła, ale nadal nie wracała. Gdzie ona się zapuściła?
Po chwili pan Marek oznajmił, że musi iść za potrzebą.
Zostawił mnie z Shakirą!
Samą!
Idąc stępa nagle na horyzoncie ukazała się męska postać w jasnych dżinsach i rozpiętej niebieskiej koszuli w kratę. Po chwili zauważyłam, że zbliża się do mnie Pan Piękne Ciało, czyli Piotrek Pawlicki.
Gdy podszedł do ogrodzenia, uśmiech na jego ustach zbladł.
Zatrzymałam konia.
- Ty tutaj ? - syknął.
Wzruszyłam ramionami.
- Śledzisz mnie ? -zapytał podejrzliwie.
Prychnęłam.
- Ta, tylko marzę o tym, by się uganiać za jakimś bezmózgim dupkiem!
- Zważaj na słowa, dziewczyno.
- Ohoho, już się boję.
Przeszedł przez bramkę, podszedł do konia i poklepał go z czułością po pysku.
- Pierwszy raz ? - spytał miękko.
Kiwnęłam głową.
- Jak już nauczyć się jeździć to pojedziemy kiedyś na przejażdżkę.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Cóż to za zmiana?
- Oj, nie można być ciągle gburem.
Ponownie wzruszyłam ramionami i niezdarnie wzięłam się za schodzenie z Shakiry.
- Pomóc Ci ? - usłyszała jego głos zza pleców.
- Nie, dzięki...
Przez nieuwagę źle przekręciłam nogę przy zeskoku, co zaowocowało spadnięciem mojej skromnej osoby na twarz.
- Cholera... - wykrztusiłam, powoli podnosząc się na rękach.
- Wszystko w porządku, Cela ? - troska w głosie tego odmóżdżonego debila?
- A jak myślisz ? - sarknęłam.
W końcu udało mi się usiąść na obolały tyłek.
- Ała...
Pawlicki popatrzył chwilę na mnie, aż szybkim ruchem schylił się biorąc mnie w ramiona i podnosząc.
- Co Ty robisz ?! - pisnęłam.
- Niosę Cię.
- No to wiem. Ale po co ?
- Masz paskudną ranę na kolanie. Trzeba ją opatrzyć.
Popatrzyłam na wspomnianą przez niego część ciała. Z wielkiej rany sączyła się krew.
- Mogłabym iść o własnych siłach.
- Wątpię. - odparł z przekąsem.
"Niechętnie" zarzuciłam mu ręce na szyję i bezkarnie zaczęłam się mu przyglądać. Ładnie zarysowana, kwadratowa szczęka, brązowe oczy i pełne usta. Jest diablo przystojny.
- Co mi się tak przyglądasz?
- A tak, po prostu.
Uśmiechnął się do mnie. Wyszliśmy zza drzew. Moim oczom ukazał się piękny, biały dwupiętrowy dom z czerwoną dachówką. Do niego przylegał bajeczny ogród z mnóstwem róż. Na ganku stał wiklinowy stół z sześcioma krzesłami.
- Ale tu pięknie. Mieszkasz tu ?
- Tak, z rodzicami.
- A Przemek ?
- W mieście, na rynku.
Otworzył wielkie dębowe drzwi. Weszliśmy do przedpokoju, by potem udać się kuchni.
W środku stała kopia braci Pawlickich, tylko że starsza. Zapewne ojciec chłopców.
- Co Ty tam niesiesz, synu ? - zapytał.
- Kobietę. - odparł wesoło do taty.
- To ja wam nie przeszkadzam... Dzień dobry.. kobieto.
Spąsowiała.
- Dzień dobry.
Usadowił mnie na jednym z białych krzeseł.
- Przez Ciebie czułam się jak idiotka.
- Drobiazg.
Odwrócił się i zaczął grzebać w jakiejś szafce.
Z triumfem wymalowanym na twarzy wyciągnął z niej wodę utlenioną, gazik i plaster.
Uklęknął przede mną wylewając na materiał dezynfekującą ciecz.
- Uwaga, będzie bolało. - poinformował.
Jakbym nie wiedziała.
Skrzywiłam się, gdy dotknął mojego kolana gazikiem. Szczypało jak diabli.
Z chirurgiczną precyzją oczyścił ranę, nałożył plaster i cmoknął opatrunek, mówiąc, że tak lepiej się zagoi.
Nagle do kuchni wparował Przemek, a za nim zdyszana Sandra.
Brunetka podbiegła do mnie i złapała za ramiona.
- Nic Ci nie jest ?
- Jejku, a co miało mi się stać ? Tylko źle zeszłam z konia.
Na jej twarzy było widać ulgę.
- Fajtłapa. - zażartowała.
- Dzięki.
Pomogła mi wstać i złapałyśmy się pod ręce.
- To my już lepiej pójdziemy... Ile płacę za jazdę ? - spytałam braci.
- Oj, nic. Na koszt firmy. - odparł 'Pan Zmienny'.
- Och, fajno. Dziękuje za pomoc. Cześć wam.
- Cześć dziewczyny. - odparli chórem.
Wymieniłyśmy z Sandrą porozumiewawcze spojrzenia i wyszłyśmy na parne powietrze.
- Będzie padać. - stwierdziła z miną znawcy.
- Bo Ty się znasz...
Gdy wsiadłyśmy do samochodu z nieba zaczęły padać pierwsze krople deszczu.
- A nie mówiłam ?
**********************************************************
*Zaborowo - nie wiem jak to nazwać, może : Zaborowo to taka miejscowość na przedmieściach.
Dziś trochę, krótki, lecz mam nadzieję, że wam się podobał. Więcej Celki - to lubię. A Wy ?
I chciałam sprostować. W poprzednim rozdziale napisałam zły wynik meczu. Po prostu wybrałam liczby na chybił-trafił, bo sie spieszyłam. Przepraszam za to i na pewno obiecuję poprawę :D
- Nieee, wujek okupuje telewizor.
- To... chodźmy do parku linowego. - zaproponowała.
- Zwariowałaś ? Od tamtego feralnego dnia nie poszłam i już nigdy nie pójdę do żadnego parku linowego! - popatrzyłam na nią ze zgrozą.
Gdy miałam czternaście lat wybrałam się z bratem i jego żoną do parku linowego. Rafał lubi wysoko podnosić poprzeczkę, więc od razu poszliśmy na czerwony tor, czyli na najniebezpieczniejszy. Przy pierwszym zjeździe popełniłam błąd i na samym końcu przekręciłam się, co spowodowało rąbnięciem plecami w drzewo. To było makabryczne przeżycie. Ja, dziecko, płakałam. Tak bardzo bałam się dalej iść. Na szczęście udało mi się jakoś przetrwać.
- Jejku, to nie wiem... Pojeździj na koniu! Tyłem! - sarknęła.
- Ale to nie jest zły pomysł ! - uniosłam się do pozycji siedzącej. - Podobno w Zaborowie* ktoś ma ranczo.
- Tak. Jest ranczo. Należy ono do rodziców tego debila. - prychnęła.
- Jakiego debila ? - zmarszczyłam brwi.
- Pana 'Herkulesowy Tors'.
Popatrzyłam na nią z niezrozumieniem.
- No 'Pan Kwintesencja Męskości, ale na pewno nie Mądrości'.
- Dobra, możesz jaśniej?
- No ten dupek Piotrek!
- Aaaaa, o niego Ci chodzi. Nie można było prościej ?
- Nie.
- To jedziemy na to ranczo ?
- Nie mam ochoty.
- Oj, na pewno ich tam nie spotkamy. Pewnie nie mieszkają już z rodzicami.
- Boję się koni. - wyznała.
Zaczęłam się śmiać.
- Ty ? Koni ? Hahaha, czemu ?
Zgromiła mnie wzrokiem.
- Jak byłam mała mama zabrała mnie do zoo. Można tam było przejechać się na kucyku. Jak na złość gdy tylko się na niego wspięłam zrzucił mnie z grzbietu. Strasznie płakałam... Mama kupiła mi lody na pocieszenie... Od jej śmierci staram się unikać koni...- w jej oczach błysnęły łzy, a ja bez słowa się do niej przytuliłam.
Celina miała 10 lat, gdy jej matka zmarła w wypadku samochodowym. Jechała na występ córki. Cela po śmierci rodzicielki rzuciła grę na gitarze.
- A może nadszedł czas, by odgonić złe duchy ?
- Co masz na myśli?
- Powinniśmy pojechać na konie i odgonić złe duchy Cela. Będzie dobrze, zobaczysz.
- No nie wiem...
Wyciągnęłam do niej rękę i pomogłam zejść z łóżka.
- Będzie super. Zobaczysz.
- Jesteś tego pewna ?
- Tak. Chodź, dam Ci jakieś spodnie do jazdy.
- No dobra...
***
Pół godziny później byłyśmy już w drodze...
- To na pewno tu ? - spytałam.
- Tak. Znam Zaborowo jak własną kieszeń, więc się nie zgubiłyśmy.
Zatrzymałam samochód przed drewnianą bramą, nad którą wysiał szyld z napisem "Ranczo".
Wyszłyśmy z mojego opla vectry i skierowaliśmy się do do wejścia na posiadłość państwa Pawlickich.
To co tam zobaczyłam zaparło mi dech w piersi.
Na padoku hasało 6 koni. Obok zielonego pastwiska dla czworonogów był staw z małym molo, miejsce do grania w siatkówkę oraz drewniany budynek. Wielkie drzewa i kolorowe kwiaty dodawały scenerii magicznego wyglądu.
- Pięknie tu... - szepnęłam.
- No... Tam jest chyba budka, w której ktoś powinien być... Chyba. - stwierdziła Celka.
Drewniany budynek okazał się stajnią, w której znaleźliśmy stajennego, Pana Marka, który zaprowadził nas na padok. Wybrał konia dla Celi, bo ja nie miałam najmniejszej ochoty jeździć i zaprowadził nas do innej zagrody, by tam mogła kusować na pięknym, siwym koniu o imieniu Shakira.
Obserwowałam zza drewnianego ogrodzenia, jak pan Marek pomaga jej wsiąść i prowadził ją na lonży. Najpierw miała niepewną minę, lecz po piętnastu minutach rozluźniła się i oddawała się nauce anglezowania.
Przez te upały zachciało mi się pić, więc ruszyłam w poszukiwaniu sklepu.
* Perspektywa Celiny
Na początku bałam się wejść na Shakirę, a co dopiero na niej jechać ! Lecz po paru minutach przyzwyczaiłam się do skórzanego siodła i zaczęłam czerpać przyjemność z jazdy. Pan Marek był przeuroczym starszym panem z wąsem, który najwyraźniej wyczuł, ze miałam awers do koni, bo zaczął mi o nich opowiadać. Jakie to one są piękne, o swojej pracy. Potem nauczył mnie anglezowania. To było świetne, lecz na początku poobijałam sobie trochę tyłek. Nie zauważyłam jak Sandra poszła, ale nadal nie wracała. Gdzie ona się zapuściła?
Po chwili pan Marek oznajmił, że musi iść za potrzebą.
Zostawił mnie z Shakirą!
Samą!
Idąc stępa nagle na horyzoncie ukazała się męska postać w jasnych dżinsach i rozpiętej niebieskiej koszuli w kratę. Po chwili zauważyłam, że zbliża się do mnie Pan Piękne Ciało, czyli Piotrek Pawlicki.
Gdy podszedł do ogrodzenia, uśmiech na jego ustach zbladł.
Zatrzymałam konia.
- Ty tutaj ? - syknął.
Wzruszyłam ramionami.
- Śledzisz mnie ? -zapytał podejrzliwie.
Prychnęłam.
- Ta, tylko marzę o tym, by się uganiać za jakimś bezmózgim dupkiem!
- Zważaj na słowa, dziewczyno.
- Ohoho, już się boję.
Przeszedł przez bramkę, podszedł do konia i poklepał go z czułością po pysku.
- Pierwszy raz ? - spytał miękko.
Kiwnęłam głową.
- Jak już nauczyć się jeździć to pojedziemy kiedyś na przejażdżkę.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Cóż to za zmiana?
- Oj, nie można być ciągle gburem.
Ponownie wzruszyłam ramionami i niezdarnie wzięłam się za schodzenie z Shakiry.
- Pomóc Ci ? - usłyszała jego głos zza pleców.
- Nie, dzięki...
Przez nieuwagę źle przekręciłam nogę przy zeskoku, co zaowocowało spadnięciem mojej skromnej osoby na twarz.
- Cholera... - wykrztusiłam, powoli podnosząc się na rękach.
- Wszystko w porządku, Cela ? - troska w głosie tego odmóżdżonego debila?
- A jak myślisz ? - sarknęłam.
W końcu udało mi się usiąść na obolały tyłek.
- Ała...
Pawlicki popatrzył chwilę na mnie, aż szybkim ruchem schylił się biorąc mnie w ramiona i podnosząc.
- Co Ty robisz ?! - pisnęłam.
- Niosę Cię.
- No to wiem. Ale po co ?
- Masz paskudną ranę na kolanie. Trzeba ją opatrzyć.
Popatrzyłam na wspomnianą przez niego część ciała. Z wielkiej rany sączyła się krew.
- Mogłabym iść o własnych siłach.
- Wątpię. - odparł z przekąsem.
"Niechętnie" zarzuciłam mu ręce na szyję i bezkarnie zaczęłam się mu przyglądać. Ładnie zarysowana, kwadratowa szczęka, brązowe oczy i pełne usta. Jest diablo przystojny.
- Co mi się tak przyglądasz?
- A tak, po prostu.
Uśmiechnął się do mnie. Wyszliśmy zza drzew. Moim oczom ukazał się piękny, biały dwupiętrowy dom z czerwoną dachówką. Do niego przylegał bajeczny ogród z mnóstwem róż. Na ganku stał wiklinowy stół z sześcioma krzesłami.
- Ale tu pięknie. Mieszkasz tu ?
- Tak, z rodzicami.
- A Przemek ?
- W mieście, na rynku.
Otworzył wielkie dębowe drzwi. Weszliśmy do przedpokoju, by potem udać się kuchni.
W środku stała kopia braci Pawlickich, tylko że starsza. Zapewne ojciec chłopców.
- Co Ty tam niesiesz, synu ? - zapytał.
- Kobietę. - odparł wesoło do taty.
- To ja wam nie przeszkadzam... Dzień dobry.. kobieto.
Spąsowiała.
- Dzień dobry.
Usadowił mnie na jednym z białych krzeseł.
- Przez Ciebie czułam się jak idiotka.
- Drobiazg.
Odwrócił się i zaczął grzebać w jakiejś szafce.
Z triumfem wymalowanym na twarzy wyciągnął z niej wodę utlenioną, gazik i plaster.
Uklęknął przede mną wylewając na materiał dezynfekującą ciecz.
- Uwaga, będzie bolało. - poinformował.
Jakbym nie wiedziała.
Skrzywiłam się, gdy dotknął mojego kolana gazikiem. Szczypało jak diabli.
Z chirurgiczną precyzją oczyścił ranę, nałożył plaster i cmoknął opatrunek, mówiąc, że tak lepiej się zagoi.
Nagle do kuchni wparował Przemek, a za nim zdyszana Sandra.
Brunetka podbiegła do mnie i złapała za ramiona.
- Nic Ci nie jest ?
- Jejku, a co miało mi się stać ? Tylko źle zeszłam z konia.
Na jej twarzy było widać ulgę.
- Fajtłapa. - zażartowała.
- Dzięki.
Pomogła mi wstać i złapałyśmy się pod ręce.
- To my już lepiej pójdziemy... Ile płacę za jazdę ? - spytałam braci.
- Oj, nic. Na koszt firmy. - odparł 'Pan Zmienny'.
- Och, fajno. Dziękuje za pomoc. Cześć wam.
- Cześć dziewczyny. - odparli chórem.
Wymieniłyśmy z Sandrą porozumiewawcze spojrzenia i wyszłyśmy na parne powietrze.
- Będzie padać. - stwierdziła z miną znawcy.
- Bo Ty się znasz...
Gdy wsiadłyśmy do samochodu z nieba zaczęły padać pierwsze krople deszczu.
- A nie mówiłam ?
**********************************************************
*Zaborowo - nie wiem jak to nazwać, może : Zaborowo to taka miejscowość na przedmieściach.
Dziś trochę, krótki, lecz mam nadzieję, że wam się podobał. Więcej Celki - to lubię. A Wy ?
I chciałam sprostować. W poprzednim rozdziale napisałam zły wynik meczu. Po prostu wybrałam liczby na chybił-trafił, bo sie spieszyłam. Przepraszam za to i na pewno obiecuję poprawę :D
jeśli ktoś jest fanem The Wanted, lub lubi opowiadania to zapraszam na mój pierwszy blog. <link do mojego pierwszego bloga>
Za tydzień następny !
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Piotrek bardzo ładnie się zachował pomagając Celi. Kto się czubi ten się lubi,może coś z tego wyjdzie.Fajnie się czytało:)
OdpowiedzUsuńDobry rozdział! :D
OdpowiedzUsuńJa chyba jestem jakaś ślepa :D
OdpowiedzUsuńMogę mieć prośbę?
Ściemnisz trochę napisy czy tło napisów bo ja nic nie widzę.
Mam nadzieję, że Cię nie urażę. Przepraszam za problem i z góry dzięki.
Ciacho Piotrek *.*
OdpowiedzUsuńInfinity jest usatysfakcjonowana nowym rozdziałem Ali ;D
Podoba mi się ta historia. Jest taka... zwykła :) W jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Taki odpoczynek od sławnego The Wanted każdemu dobrze zrobi ^^
Tło jest cudne. Ale już to chyba mówiłam ;)
Weny i do następnego <3
Zachowanie Piotra bardzo dobre xD
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak każdy, czekam na dalsze rozdziały :D
Teraz ślepa ja może przeczytać :D Dzięki wielkie. Rozdział świetny. Fajna historia. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńFajny blog :D zapraszam do mnie , komentarz mile widziany http://aussielovestory.blogspot.com/2013/08/latoimpreza-na-jachcie-czemu-nie.html
OdpowiedzUsuńNo, no, no! Jaka zmiana w zachowaniu Pitera :) Pozytywnie oczywiście! :D Czekam na kolejny i życzę weny :D
OdpowiedzUsuńbaaardzo mi się podobało!! : * chce autograf już teraz bo jak będziesz sławna to się nie dopcham xd :d
OdpowiedzUsuńhttp://its-all-beacuse-of-you.blogspot.com/ zapraszam razem z kumpelą na nowość :)
OdpowiedzUsuńPiotrek jaki opiekuńczy się zrobił, no proszę.. Czyżby zaczął coś czuć do Celiny? :D Mam nadzieję, że coś z tego powstanie i to tak na serio.. :3
OdpowiedzUsuńHahahahahaha Boze co za teksty!!!!!!:D:D:D:D Lofciam po prostu lofciam:D:D:D:D
OdpowiedzUsuńCzekam na wiecej i informuj mnie!!!:D
Zapraszam na 4 część:) Czekam na komentarze
OdpowiedzUsuńhttp://xxspeedway.blogspot.com/2013/08/czesc-4.html
Zapraszamy na fanpage o tematyce żużlowej :) https://www.facebook.com/SpeedwayManiac
OdpowiedzUsuńUuuu widzę, że zmieniłaś wygląd bloga;p Ślicznie;pp
OdpowiedzUsuńKurczę ale Celina miała pecha przy z siadaniu z konia;pp
Ale za to później ta cała akcja z "Panem Zmiennym" - fajna nazwa;pp była słodka;p
Jak ją opatrywał i wg;pp cudne;pp
Przepraszam, że tak późno komentuje ale się trochę zapuściłam;pp
Jak mogłas nazwać konia "Shakira" hahaha nie dokończyłam czytac bo musiałam to napisać xD ogółem super ;)
OdpowiedzUsuń