Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 22 sierpnia 2013

5. Głupie telefony


Obudził mnie ostry promień słońca, który świecił mi prosto w zamknięte powieki. Pokręciłam głową i otworzyłam je. Zamiast się obudzić w ciepłym łóżku moja pulsująca niemiłosiernie głowa leżała na kolanach Damiana, a nogi na brzuchu Piotrka. Odszukałam wzrokiem Cele, która spała w fotelu,a obok niej Angela. Brakowało tylko Przemka... Powoli się podniosła i na paluszkach przeszłam do kuchni. 
Ledwo powstrzymałam krzyk przerażenia, gdy mijałam lustro. Mój wieczorny makijaż był rozmazany, a na policzku miałam ślady szminki. Kurczę, co ja wczoraj robiłam ? Nie mogłam sobie przypomnieć. Gdy sięgałam po sok do lodówki, by ugasić pragnienie, które mi wciąż towarzyszyło do pomieszczenia wszedł, jak to mówiła Cela, Pan Piękny. 
- Cześć.- szepnął jakby się bał, że głośniejszy dźwięk rozerwałby mu głowę. 
- Pamiętasz co wczoraj się działo ? - zapytałam, również szeptem.
Pokręcił głową i się skrzywił.
Mrugnęłam do niego porozumiewawczo i wyciągnęłam z szuflady opakowanie leków na ból głowy. 
Skończyłam połykać tabletkę, gdy drzwi wejściowe się otworzyły i do pomieszczenia, w którym staliśmy, wszedł drugi Pawlicki. 
Uśmiechnął się do mnie szeroko. 
- Cóż... świetnie wyglądasz. - zaśmiał się. 
- Ten sarkazm zostaw na później. Lepiej pokaż co masz w siatce. - wyrwałam z jego rąk reklamówkę. 
W środku znajdowały się pudełko aspiryny, dwa tuziny ciepłych bułeczek, soki i chusteczki higieniczne z postaciami z kreskówki.
Wyciągnęłam jedną z paczki.
- Serio Przemek ? 
Zaczerwienił się tylko i mruknął, że idzie obudzić innych. 
Sięgnęłam, po produkty do zrobienia kanapek i zaczęłam robić śniadanie. Piotrek wymigał się od tego tłumacząc, że boli go mały palec u nogi, bo chyba ktoś go wczoraj nadepnął. 
Ale co u licha ma mały palec do robienia śniadania?!
Przemilczałam to, bo powoli poznawałam dziwne zachowania Piotrusia. Niestety, Pan Bóg nie obdarza nas rozumem po równo. 
Jęki i zgrzyty słychać było z salonu. Ktoś szturmował łazienkę. No super... dopiero się wprowadziłam, a chcą mi już zdemolować mieszkanie!
Gdy zaniosłam już wszystko do salonu popatrzyłam na moich znajomych. Zmęczone twarze i wory pod oczami. Nie musiałam się martwić, że wyglądam bardziej beznadziejnie niż oni. 
Gdy w końcu wcisnęłam się pomiędzy Damiana i Angelę na sofie Przemo powiedział, że muszą się zbierać, bo za godzinę mają trening. 
Ledwo zamknęli drzwi, gdy nagle zawdzięczał irytujący dźwięk telefonu. Wszyscy jak na komendę zatknęli sobie uszy. 
- To chyba mój. - popatrzyłam na nich przepraszająco i odebrałam telefon, który znajdował się ... w mikrofalówce ?
- Cześć stara ! - usłyszałam entuzjastyczny głos mojej przyjaciółki Julii Maj. Razem z nią i Dominiką Kustosz, po mężu już Borkowską, stanowiliśmy paczkę najlepszych przyjaciół na świecie. Mieszkaliśmy na tej samej dzielnicy, w Bydgoszczy. Mieliśmy do siebie dosłownie trzy kroki. Na początku mojego istnienia jako człowieka na tyle rozumnego, by odróżnić kto jest miły, a kto nie, nienawidziłam dziewczyn. Były jak dla mnie oschłe i głupie. Na końcu szóstej klasy podstawówki, a u nich drugiej gimnazjum, bo są ode mnie starsze o dwa lata, zaczęliśmy się kumplować, lecz podchodziliśmy do tego nieufnie. Lecz parę godzin po zakończeniu roku szkolnego poszłam do Julii pokazać jej mój nowy kolor włosów. Tata w końcu pozwolił mi ufarbować włosy szamponetką na czerwono. Okazało się, że ona też to zrobiła. Po chwili przybiegła Domi pokazać nam swój nowy fryz. To przełamało "pierwsze" lody. W końcu, co trzy czerwone głowy, to nie jedna. Do dziś dzień byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. To dzięki nim z chłopczycy zmieniłam się w prawdziwą dziewczynę. Uważałam, że w jakimś stopniu zachowywały się dla mnie jak matki, której mi brakowało, gdyż wyjeżdżała do pracy  o ponad trzy tysiące kilometrów od domu, co umożliwiało nam spotykanie się jeden raz w ciągu roku na trzy-cztery tygodnie. Dominika wzięła ślub z przystojnym i zabawnym Robertem Borkowskim ponad półtora roku temu i spodziewała się pierwszego dziecka. Była na początku siódmego miesiąca ciąży. Juls czternastego  listopada miała zawrzeć związek małżeński z niesłychanie przystojnym Nikodemem Kardisem. Obie pary znały się od liceum. Ponad osiem lat razem. 
- Ciszej, Julka. Mam  kaca morderce. - zbeształam ją.
- A pamiętasz jak  dostąpiliśmy ci tego zaszczytu, żebyś w naszym towarzystwie pierwszy raz posmakowała co to jest wódka ? Wypiłaś pięć drinków, o pierwszej w nocy już spałaś, a potem o czwartej się obudziłaś i szukałaś po domku wody. Hahaha, ale się z Ciebie wtedy naśmialiśmy.
- Juls, jesteś coraz mniej zabawna...
- To Ty zawsze rzucać suchary. - wytknęła mi.
- Juls, jesteś paradoksem naszych czasów. 
- A Ty graniczysz z cudem. 
- Za to nie kładę w super markecie głowy na wadze i nie wciskam "burak".
- Tylko Ty umiesz kręcić pejsy Żydom...
- Zostałaś przydzielona przez Tiarę Przydziału do Azkabanu...
Nagle usłyszałam dobrze mi znany męski głos w słuchawce:
- Jeśli przestaniecie się bawić w te dziecinne wyzwiska, może zdążymy przekazać Sandrze nowinę, zanim  spóźnimy się do Twojej mamy na obiad. - był to narzeczony Julii, Niko.
- A co chcesz się przypodobać teściówce? 
- Lepiej mieć dobre zdanie u teściowej niż potem cierpieć katusze przez całe lata małżeństwa z jej córką. Teraz mów Juluś. 
- Wychodzę za mąż!
- Boże, Julia. Wiem o tym od 10 miesięcy. A poza tym... Czy ty mnie nie masz czasem na głośnomówiącym ? 
- Tak. A po drugie : Wychodzę za mąż już 24 sierpnia, a nie w listopadzie, tak jak było planowane! - świergotała do słuchawki.
- Ale fajnie ! Bardzo się z tego cieszę ! A czemu taka zmiana planów ? 
- Zwolnił się ten termin, więc go szybko zarezerwowaliśmy. No i potrzebuje świadkowej. 
Lekko się zdziwiłam. Jej druhną miała być Dominika, tak było ustalone od razu. Nie dziwiłam się z wyboru Julii i nie było mi z tego powodu smutno. Dziewczyny przyjaźniły się od przedszkola i właśnie w nim ustaliły sobie, że gdy wezmą ślub ze swoim wymarzonym księciem z bajki  to będą swoimi świadkami. Jula była na ślubie Domi, to koleją rzeczy Domi miała być na Julii.
- A co z Domsonem ? 
- Domi stwierdziła, że nie chce wglądać jak dynia na zdjęciach ślubnych w plenerze. Dlatego pytam o to Ciebie. Będziesz moją świadkową ?
- Ale przecież przysięga w przedszkolu i w ogóle...
- Przestań Sandra. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, tak samo jak Domiś. I chce, żebyś przeszła ze mną przez ten wspaniały dzień... - usłyszałam dźwięk rozrywanej foli i wydmuchiwanego nosa.
- Już dobrze, dobrze. Będę. Postaram się przyjechać tydzień przed. 
- Jeśli chcesz mogę załatwić Ci jakąś osobę towarzyszącą... - zaczęła niewinnym głosem. 
- Ani mi się waż! Jeszcze znajdziesz mi jakiegoś seksiaka, który zamiast ze mną tańczyć będzie chciał mnie zaciągnąć do łóżka. Ty masz tych swoich znajomych... A poza tym, chyba wiem z kim pójdę. 
Jęknęła.
- Proszę Cię tylko nie z Damianem, albo Kosmą. Głupio będzie jak pójdziesz ze swoimi najlepszym przyjacielem. Serio.
Mój plan spalił na panewce. Ale może... Przemek zgodzi się mi towarzyszyć ? 
- Mam równy miesiąc i 7 dni na znalezienie sobie partnera. 
- Jak zawsze będą poszukiwania na ostatnią chwilę...- westchnęła.
- Nie marudź, tylko lepiej już jedźcie do rodziców. Nie, że jakoś wam niedyskretnie daje znać, że nie chce kontynuować z wami rozmowy, czy coś... Pozdrówcie ode mnie pana Wiesia i panią Dorotę. Buziaki, kocham was wy moje gołąbki ! 
- My Ciebie bardziej! - krzyknął Nikon i się rozłączyli. 
Poczłapałam do salonu. Spojrzałam na talerze, na których przed paroma minutami było pełno kanapek. Wszystkie zniknęły. 
- Dzięki, że mi coś zostawiliście. 
- Nie ma za co. - roześmiał się szyderczo Damian. 
- Dupek. - warknęłam i już, już obmyślałam plan, by rzucić w niego leżącą na podłodze poduszką, gdy zadzwonił czyś telefon. Tym razem na pewno nie mój. 
Czeresiński wyciągnął komórkę z kieszeni i popatrzył na wyświetlacz. 
- Kosma ? -  zdziwił się i włączył głośnomówiący. 
- Cześć Kosma! - przywitaliśmy się.
- Cześć ludzie. Sandra, jeśli tam jesteś i mnie słyszysz to chciałbym Cię poinformować, że dzwoniłem do Ciebie z trzysta razy, a Ty nie odbierałaś. - odparł z wyrzutem.
- Sorki, Kwiatek. Gadałam przez telefon z Juls. Co się stało, że się odezwałeś. 
- Wpadłem na super pomysł. 
- Jaki ? - Kosma i super pomysły ? Nowość.
- Zrobiłem sobie tydzień wakacji od sztuki ! - wykrzyknął uradowany. 
Prychnęłam. 
- Serio, Kwiatuś ? To właśnie chciałeś mi powiedzieć ?
- Nie. Chciałbym do Ciebie przyjechać. 
Damian zagwizdał.
- Czyżby kroiła się jakaś akcja ? - zapytał. - Ja  mam dwa tygodnie urlopu.
Wpadłam na jeszcze lepszy pomysł niż Kosmuś. 
- Jeśli dziewczyny mają teraz wakacje, a ja zapewne nie będę miała co robić do końca lata to... Wybierzmy się pod namiot!
Wszyscy stwierdzili, że to świetny pomysł. 
Późniejszą część dnia spędziliśmy na omawianiu całej wycieczki i leczeniu kaca. 
Gdy kładłam się spać w niedzielną noc nagle sobie coś przypomniałam. 
-  Przecież ja jutro mam rozmowę o pracę!

***

Była za pięć dziewiąta, gdy wchodziłam do głównego komisariatu policji w Lesznie. Ubrana w czarny kostium i białą koszulę ruszyłam głównym korytarzem. Przy pierwszym napotkanym biurku spytałam jednego z policjantów, gdzie jest biuro szefa. Gdy wskazał mi drogę posłałam mu nerwowy uśmiech i szybko odeszłam. 
Zapukałam do drzwi i usłyszałam zaproszenie do wejścia. 
Uchyliłam je i zobaczyłam przystojnego, około trzydziestoletniego mężczyznę o blond włosach i cynamonowych oczach. Powstrzymałam się, by nie jęknąć z zachwytu.
Na mój widok podniósł się z obrotowego krzesła i wyciągną rękę na powitanie. 
- Radosław Raczyk. - przedstawił się. - A pani to za pewne Sandra Wierzbicka?
Skinęłam głową. I dyskretnie popatrzyłam na jego prawą rękę. Nie miał obrączki, ani śladu po niej. Czyżby był singlem ? Jeśli poszłabym z nim na ślub Juls na pewno, by się mnie nie czepiała... No, ale nie spytam ledwo poznanego mi faceta, czy pójdzie ze mną na ślub przyjaciółki!
- Proszę usiąść. - wskazał krzesło przed swoim biurkiem, a ja spełniłam jego polecenie. 
- Pani w sprawie rozmowy o pracę, tak ? 
- Tak. - wyciągnęłam z torebki CV i podałam mu je. - Jako pracownik cywilny w służbach mundurowych...
I tak zaczęła się moja rozmowa kwalifikacyjna. Pan  Radek był bardzo miły i... dał mi pracę. Na dodatek miałam ją zacząć od 2 września, bo wtedy zwolni się jeden etat, gdyż pracownica pójdzie na urlop macierzyński.
Gdy zamknęłam za sobą drzwi,do pomieszczenia, w którym 
znajdował się mój piękny szef, odtańczyłam taniec zwycięstwa nie zwracając uwagi na to czy ktoś na mnie patrzy czy nie. Po minucie się uspokoiłam i szybko wyszłam z budynku. 

* Perspektywa Celiny

Spałam sobie jeszcze smacznie, gdy nagle zadzwonił mi telefon. Wkurzona odebrałam mając nadzieję, ze dzwoni ktoś z bardzo ważną rzeczą, bo nie budzi się nikogo o tak wczesnej porze. 
- Słucham. - warknęłam.
- Cześć Cela. Co  robisz? - usłyszałam głos mojego "ukochanego" kolegi. 
- Czy Ty zdajesz sobie sprawę, która jest godzina ? - zapytałam.
- Tak, a co ?
- Normalni ludzie jeszcze śpią !!!
- Normalni ludzie śpią o wpół do jedenastej ?
Co ?! Wpół do jedenastej ? Mam wrażenie jakby była szósta rano, a nie prawie południe.
-Dobra, jeśli już przerwałeś mi sen to może zacznij mówić skąd masz mój numer. Sandra Ci dała? 
- Nie. 
- To skąd go masz.
- To jest tajemnica Twierdzy Szyfrów. 
- Do rzeczy, Piotrek.
- Jak ja lubię jak wymawiasz moje imię...
- Mów, albo się rozłączam!
- Okej, okej. Chciałem Cię przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie...
- W końcu. - mruknęłam.
- ... dlatego chciałbym Ci dać dwa bilety na nasz mecz z Tarnowem. Przyjdziesz?
- Pewnie. To do zobaczenia w niedziele. Cześć.
- Cześć. 
Zwlokłam się z łóżka i niechętnie ruszyłam do łazienki. Jeśli już zostałam wybudzona z krainy snów, to może zacznę w końcu normalnie egzystować.
- Och, jakie ja mam trudne życie.

*********************************************************
 Po pierwsze:
UWAGA: W przyszły czwartek mnie nie będzie, gdyż wyjeżdżam na Litwę. Dlatego w przyszły czwartek nie będzie rozdziału (29.08). Będzie on dopiero 5 września. 
Przepraszam, że tak krótko, ale strasznie zalatana jestem. Byłam na premierze "Miasta Kości". Polecam wszystkim ten film oraz zachecam do przeczytania sagi "Dary Anioła" Cassandry Clare. 
Pozdrawiam moje przyjaciółki - Julię i Dominikę ;) 
Do następnego !

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ 
PIOTREK ;)

czwartek, 15 sierpnia 2013

4. Pan Piękny i akcja " KRADZIEŻ"


W czwartek przeprowadziłam się do mojego nowego lokum. Na szczęście udało mi się znaleźć je na rynku, więc będę miała blisko do mojego potencjalnego miejsca pracy, czyli posterunku policji. W przeprowadzce pomógł mi mój kuzyn Marcin, który jest synem cioci Anielki. Jest on 30-letnim singlem, który gra rolę bawidamka. Dzięki temu, że pracuje w firmie transportowej mieliśmy samochód, którym mogliśmy przewieźć wszystkie moje graty. Było to przytulne, trzypokojowe mieszkanie plus łazienka, kuchnia i korytarz. O dziewiętnastej miałam już wszystko poukładane i posprzątane. Brakowało tylko jedzenia w lodówce, więc udałam się do najbliższego marketu. 
Właśnie zastanawiałam się jaki sok mam wybrać, gdy ktoś walną mnie w plecy wózkiem. 
Rozwścieczona odwróciłam się do mojego oprawcy.
- Co jest, do ... - nie dokończyłam, gdyż przede mną stał speszony Przemek Pawlicki.
- Przepraszam Cię bardzo, nie widziałem Cię... Zagapiłem się...- zaczął się tłumaczyć. 
- No dobra, dobra. Mam dzień miłosierdzia, wybaczam Ci. - skłoniłam lekko głową gestem miłosiernego człowieka. 
- Dziękuje Ci o pani, za okazaną mi życzliwość. - skłonił się lekko. - Co tutaj robisz ? 
- Zastanawiam się jaki sok mam wybrać. - odparłam pukając się palcem w czoło chcąc przywołać jakoś myśl, która by mi w tym pomogła. 
- Sok to ważny produkt. Żeby się dowiedzieć jaki potrzebujesz musimy przeprowadzić ankietę. - odchrząknął, a ja powstrzymałam chichot.- Jaką wielkość napoju pani preferuje ? 
- Dwa litry. 
- Jaki jest pani ulubiony owoc ? 
- Jabłko.
- Czy połączone z miętą dostarczy pani orzeźwienie ? 
- Tak przypuszczam. 
- W takim razie zachęcam panią do kupna soku Tymbark o smaku jabłko- mięta, który panią orzeźwi w ten jakże upalny dzień. - ściągnął produkt z półki i zaczął go eksponować. 
Śmiejąc się zabrałam go z jego ręki. 
- Jeśli pan tak uważa to wezmę dwa. 
Jak powiedziałam tak zrobiłam.
Pawlicki pomógł mi jeszcze wybrać parę rzeczy. Sam za to zapomniał co ma kupić, więc szedł do kasy z pustymi rękami. 
Gdy wychodziliśmy ze sklepu wpadłam na super pomysł. 
- Trzeba zrobić parapetówkę ! - wykrzyknęłam, a on popatrzył na mnie zdezorientowany. 
- Właśnie wprowadziłam się do nowego mieszkania. Trzeba to oblać. Będziesz miał czas jutro wieczorem ?
- Myślę, że tak. 
- W takim razie idę obmyślić plan. Odezwę się do Ciebie! Pa. - szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu, by wypełnić misję. 
Gdy do niego dotarłam uświadomiłam sobie,  że nie mam numeru Przemka. 
Ale ze mnie agentka...
Najpierw zadzwoniłam do Damiana spytać go czy uda się mu przyjechać jutro do Leszna. Na szczęście tak, lecz gdy zadzwoniłam do Kosmy mojego przyjaciela z gimnazjum, który teraz grał w Teatrze Narodowym w Warszawie niestety okazało się, że pan Kwiatkowski nie może wziąć udziału w imprezie ze względu na próby kostiumowe do nowej sztuki. 
Następnie zatelefonowałam do Celi :
- Cześć Celka!
- Hej, Ty już po przeprowadzce ?
- Tak, Marcin mi pomógł. Wpadłam na pomysł zrobienia parapetówki. Mam nadzieję, że przyjdziesz?
- Głupio się pytasz. Pewnie, że będę. Wezmę ze sobą Angelikę.
- Jaką Angelikę ?
- Jak możesz nie pamiętać Angeli ?! Parę razy spędzaliśmy razem niezapomniane chwilę w wakacje. Angelika Wolska, mówi Ci to coś ?
Od razu przed moimi oczami ukazał się obraz długonogiej blondynki o pięknych, piwnych oczach. Była boginią piękności. 
- Teraz pamiętam ! Pewnie, weź ją ze sobą. Będzie też Damian. Spotkałam też dziś Przemka...
- Co ?!
- Spotkałam Przemka w sklepie i zaprosiłam go, ale zapomniałam wziąć od niego numeru telefonu. Co mam teraz zrobić ?
- Poszukaj go na fejsie i wyślij wiadomość. Może Ci się uda. 
- To jest myśl. Do zobaczenia jutro. Pa.
- Pa.
Jak mi doradziła tak zrobiłam. Wyszukując go na portalu znalazłam pięciu Przemków Pawlickich żużlowców. W końcu odnalazłam jego prawdziwy profil. Wysłałam wiadomość i czekałam na rezultat. Po 10 minutach usłyszałam dźwięk otrzymywanej wiadomości. 

Chciałem Cię wtedy zawołać, ale tak szybko biegłaś, jakby coś Cię goniło... 
Napisz mi tylko gdzie mieszkasz i o której mam przyjść, a na pewno się zjawię. 

Wysłałam mu swój adres i godzinę imprezy. 

Dzięki. W takim razie do zobaczenia jutro. Muszę lecieć na siłownie. Cześć :)

Wylogowałam się z facebook'a i poszłam spać, bo zmęczenie zwalało mnie z nóg.

***

Rano obudziłam się rześka i wypoczęta. Ruszyłam do sklepu po alkohol i jakieś produkty, z których mogłam coś przygotować na wieczór. 
Nie obyło się też bez sprzątania całego domu. O dziewiętnastej miałam już wszystko dopięte na ostatni guzik. 
Najgorsze było to, że nie wiedziałam w co mam się ubrać! Po paru minutach męczenia  zdecydowałam się na sukienkę w kwiatki. Jeszcze tylko muśnięcie błyszczyku i tuszu do rzęs i byłam gotowa.
Za dwadzieścia ósma pojawiła się już Celka z Angelą.
Przyniosły ze sobą wino, które od razu nalałyśmy sobie do kieliszków. 
- A to na rozpoczęcie nowego życia. - powiedziała Andzia wyciągając z torebki ładnie zapakowaną paczuszkę. Na nic nie czekając otworzyłam ją, a moim oczom ukazał się ... czarny kubek ?
- Eeee... Dzięki.
- Nie ma za co. To pomysł mój i Celki. Może zrobisz nam kawki? Koniecznie musisz sobie zrobić sobie w Twoim nowym kubeczku! 
Nie ma to jak dostać czarny kubek. No cóż, przecież nie będę się uskarżać. 
Ruszyłam do kuchni, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. 
- Ja otworzę ! - zaświergotała Angelika. 
Po chwili dało się słyszeć dźwięk otwieranych drzwi i przekleństwo :
- O cholera !

* Perspektywa Angeliki 

- Ja otworzę ! - wykrzyknęłam i ruszyłam do drzwi po drodze zatrzymując się, by sprawdzić czy z moim strojem wszystko w porządku. Długo szperałam w komodzie, aż zdecydowałam się na czarną rozkloszowaną spódnicę i  białą bluzkę na ramiączkach
Z szerokim uśmiechem pociągnęłam za klamkę, lecz moje usta utworzyły literę "O", gdy zobaczyłam kto stoi za progiem. 
Wysoki, smukły mężczyzna z pięknymi oczami zasnutymi lekką mgiełką i brązowymi włosami. Na dodatek ten facet bym piłkarzem ulubionego klubu mojego ojca! Stał przede mną najlepszy napastnik w Polsce, Damian Czeresiński. 
- O cholera ! - wykrzyknęłam zanim pomyślałam nad tym co mówię. 
- Myślę, że nie sprostam Twoim oczekiwaniom, bo cholerą nie jestem. Damian, a Ty piękna istoto ? - zapytał uśmiechając się niemiłosiernie szeroko. 
- Yyyy...
Do przedpokoju wpadła Sandra z Celą. 
- Ooo, widzę, że spotkałaś już mojego przyjaciela ze szkoły. Witaj Damianie. - uścisnęła go mocno i głośno cmoknęła w policzek. - Poznaj moją przyjaciółkę Celę Kamińską. 
Wymienili uprzejmości i ruszyli do salonu. Szybko się ocknęłam i poszłam za nimi. 
Gdy gospodyni poszła zaparzyć kawę szybko do niej pobiegłam i klepnęłam w tyłek. 
- Nigdy więcej nie ukrywaj przede mną takich ciach. - wyszeptałam i ruszyłam na podbój Czeresińskiego.

* Perspektywa Sandry 

Gdy zalałam kawę zauważyłam, że mój nowy kubek zaczął zmieniać barwę na białą. Z zaciekawieniem obróciłam go i zobaczyłam zdjęcie naszej trójki : moje, Andzi i Celki oraz napis " Kochamy Cię! ".
Pisnęłam z radości i pobiegłam podziękować dziewczynom. 
- Wiedziałyśmy, że Ci się spodoba. - powiedziała ze cwaniacką miną Celka. 
- Na śmierć zapomniałem, że też mam coś dla Ciebie. - wykrzyknął Damian wyciągając z kieszeni sportowej marynarki małe pudełeczko.
Gdy je otworzyłam moim oczom ukazała się prześliczna broszka w kształcie motylka.
- Dziękuje Ci ! - zarzuciłam mu ręce na szyję i kolejny raz tego dnia ucałowałam w policzek.
Lekko zarumieniony przyjaciel odwzajemnił uścisk.
Ktoś ponownie zapukał do drzwi. 
- Tym razem ja otworze. 
Gdy otworzyłam zobaczyłam Przemka z doniczką fiołków alpejskich w ręce i... jego brata, który dzierżył w dłoni ogromny bukiet kwiatów.
Nie spodziewałam się, że przyjdzie ich dwóch. Ale na pewno będzie ciekawej. Na dodatek Celinka się "ucieszy".
- Witajcie chłopcy. 
Uściskałam ich, dostałam prezenciki i poprowadziłam  do salonu. 
Dałam im czas, by się zapoznali, a sama ruszyłam do kuchni, by przynieść brakujące szkło i zakąski. 
Po chwili koło mnie staną Przemko. 
- Pomóc Ci w czymś ? - zapytał.
-Możesz wziąć te dwa talerze.  I ruszaj za mną. 
Postawiliśmy wszystko na stole. Piotrek włączył jakiś kanał z muzyką. Z telewizora zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka : "I Need Your Love".
- To moja ulubiona piosenka ! - wykrzyknęłam. 
Pawlicki odwrócił się do mnie, złapał za rękę i przyciągnął do siebie. 
- Zapraszam do tańca. - wyszeptał i obrócił mnie wokół własnej osi.
Zapowiadała się świetna impreza.

* Perspektywa Celiny

Boże, czy Pan Piękny musiał dzisiaj przychodzić ?
Nie no, jeszcze idzie w moją stronę ! 
Żeby uniknąć spotkania z nim czmychnęłam do łazienki. 
Ufff, parę chwil spokoju.

* Perspektywa Piotra

Wszyscy wokół tańczyli, tylko moja "słodka" Celinka siedziała z boku sącząc wino i czasem patrząc na mnie spode łba. 
Gdy chciałem już do niej podejść i spytać się co ją ugryzło to uciekła do toalety. 
Super Piotruś, umiesz odstraszyć kobietę!
Usiadłem na sofie, na której wcześniej siedziała blondyna i zauważyłem jej torebkę. 
W torebce pewnie ma telefon....
Piotrek, to Twoja jedyna szansa, by zdobyć jej numer telefonu ! 
Zacząłem akcje "Kradzież".
Dyskretnie rozejrzałem się wokoło czy nikt nie patrzy. Na szczęście wszyscy byli zajęci tańcem. Po cichu rozpiąłem suwak i poszperałem w niej. 
Chusteczki?
Nie.
Szminka ?
Nie.
Tampony ?
Nie. 
Komórka ? 
Nie... Tak !
Szybko odblokowałem i znalazłem wizytówkę. Wyciągnąłem swój telefon i zapisałem sobie numer Celi nadając mu nazwę " Amazonka Cela".
Mogłem sobie na to pozwolić. W końcu chciała mnie unicestwić rozlewając na mnie sok !
Odłożyłem wszystko na swoje miejsce i czekałem na blondaska. 
Przyszła po dziesięciu minutach.
- Czego chcesz? - burknęła wyciągając rękę po wino.
- Chciałem... zatańczyć z Tobą. - wypaliłem.
Popatrzyła na mnie jak na głupiego, wstała i wyciągnęła do mnie dłoń. 
- Zrobię ci ten zaszczyt zatańczenia ze mną. 
Szybko złapałem ją za rękę bojąc się, że  jeszcze się rozmyśli.
- Dziękuje ci, o łaskawa pani. 
Poszliśmy na prowizoryczny "parkiet" i oddaliśmy się muzyce.
Jednak w jakiś sposób działam na kobiety!

*********************************************************

Dzień dobry, dziękuje już za tysiąc wejść. Mam nadzieję, że z czasem będzie ich więcej. 
Założyłam stronę na facebook'u na której dodaje moje rozdziały i male spoilery. Serdecznie zapraszam <link do str na fb>
<link do pierwszego bloga>
 Za tydzień następny!

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Z prawej Piotr z lewej Przemek.

czwartek, 8 sierpnia 2013

3. Takim jeźdźcem być


- Celka, nudzi mi się... - jęknęłam, gdy leżałyśmy w poniedziałkowe popołudnie na moim tymczasowym łóżku u ciotki Anielki.
- Może pooglądamy telewizje ?
- Nieee, wujek okupuje telewizor.
- To... chodźmy do parku linowego. - zaproponowała.
- Zwariowałaś ? Od tamtego feralnego dnia nie poszłam i już nigdy nie pójdę do żadnego parku linowego! - popatrzyłam na nią ze zgrozą.
Gdy miałam czternaście lat wybrałam się z bratem i jego żoną do parku linowego. Rafał lubi wysoko podnosić poprzeczkę, więc od razu poszliśmy na czerwony tor, czyli na najniebezpieczniejszy. Przy pierwszym zjeździe popełniłam błąd i na samym końcu przekręciłam się, co spowodowało rąbnięciem plecami w drzewo. To było makabryczne przeżycie. Ja, dziecko, płakałam. Tak bardzo bałam się dalej iść. Na szczęście udało mi się jakoś przetrwać. 
- Jejku, to nie wiem... Pojeździj na koniu! Tyłem! - sarknęła.
- Ale to nie jest zły pomysł ! - uniosłam się do pozycji siedzącej. - Podobno w Zaborowie* ktoś ma ranczo.
- Tak. Jest ranczo. Należy ono do rodziców tego debila. - prychnęła.
- Jakiego debila ? - zmarszczyłam brwi. 
- Pana 'Herkulesowy Tors'.
Popatrzyłam na nią z niezrozumieniem. 
- No 'Pan Kwintesencja Męskości, ale na pewno nie Mądrości'.
- Dobra, możesz jaśniej?
- No ten dupek Piotrek!
- Aaaaa, o niego Ci chodzi. Nie można było prościej ?
- Nie.
- To jedziemy na to ranczo ? 
- Nie mam ochoty. 
- Oj, na pewno ich tam nie spotkamy. Pewnie nie mieszkają już z rodzicami.
- Boję się koni. - wyznała.
Zaczęłam się śmiać.
- Ty ? Koni ? Hahaha, czemu ?
Zgromiła mnie wzrokiem.
- Jak byłam mała mama zabrała mnie do zoo. Można tam było przejechać się na kucyku. Jak na złość gdy tylko się na niego wspięłam zrzucił mnie z grzbietu. Strasznie płakałam... Mama kupiła mi lody na pocieszenie... Od jej śmierci staram się unikać koni...- w jej oczach błysnęły łzy, a ja bez słowa się do niej przytuliłam. 
Celina miała 10 lat, gdy jej matka zmarła w wypadku samochodowym. Jechała na występ córki. Cela po śmierci rodzicielki rzuciła grę na gitarze.
- A może nadszedł czas, by odgonić złe duchy ?
- Co masz na myśli?
- Powinniśmy pojechać na konie i odgonić złe duchy Cela. Będzie dobrze, zobaczysz.
- No nie wiem...
Wyciągnęłam do niej rękę i pomogłam zejść z łóżka. 
- Będzie super. Zobaczysz.
- Jesteś tego pewna ?
- Tak. Chodź, dam Ci jakieś spodnie do jazdy. 
- No dobra...

***

Pół godziny później byłyśmy już w drodze... 
- To na pewno tu ? - spytałam.
- Tak. Znam Zaborowo jak własną kieszeń, więc się nie zgubiłyśmy.
Zatrzymałam samochód przed drewnianą bramą, nad którą wysiał szyld z napisem "Ranczo".
Wyszłyśmy z mojego opla vectry  i skierowaliśmy się do do wejścia na posiadłość państwa Pawlickich.
To co tam zobaczyłam zaparło mi dech w piersi. 
Na padoku hasało 6 koni. Obok zielonego pastwiska dla czworonogów był staw z małym molo, miejsce do grania w siatkówkę oraz drewniany budynek. Wielkie drzewa i kolorowe kwiaty dodawały scenerii magicznego wyglądu.
- Pięknie tu... - szepnęłam.
- No... Tam jest chyba budka, w której ktoś powinien być... Chyba. - stwierdziła Celka.
Drewniany budynek okazał się stajnią, w której znaleźliśmy stajennego, Pana Marka, który zaprowadził nas na padok. Wybrał konia dla Celi, bo ja nie miałam najmniejszej ochoty jeździć i zaprowadził nas do innej zagrody, by tam mogła kusować na pięknym, siwym koniu o imieniu Shakira.
Obserwowałam zza drewnianego ogrodzenia, jak pan Marek pomaga jej wsiąść i prowadził ją na lonży. Najpierw miała niepewną minę, lecz po piętnastu minutach rozluźniła się i oddawała się nauce anglezowania. 
Przez te upały zachciało mi się pić, więc ruszyłam w poszukiwaniu sklepu.

* Perspektywa Celiny

Na początku bałam się wejść na Shakirę, a co dopiero na niej jechać ! Lecz po paru minutach przyzwyczaiłam się do skórzanego siodła i zaczęłam czerpać przyjemność z jazdy. Pan Marek był przeuroczym starszym panem z wąsem, który najwyraźniej wyczuł, ze miałam awers do koni, bo zaczął mi o nich opowiadać. Jakie to one są piękne, o swojej pracy.  Potem nauczył mnie anglezowania. To było świetne, lecz na początku poobijałam sobie trochę tyłek. Nie zauważyłam jak Sandra poszła, ale nadal nie wracała. Gdzie ona się zapuściła? 
Po chwili pan Marek oznajmił, że musi iść za potrzebą. 
Zostawił mnie z Shakirą! 
Samą!
Idąc stępa nagle na horyzoncie ukazała się męska postać w jasnych dżinsach i rozpiętej niebieskiej koszuli w kratę. Po chwili zauważyłam, że zbliża się do mnie Pan Piękne Ciało, czyli Piotrek Pawlicki.
Gdy podszedł do ogrodzenia, uśmiech na jego ustach zbladł.
Zatrzymałam konia.
- Ty tutaj ? - syknął.
Wzruszyłam ramionami.
- Śledzisz mnie ? -zapytał podejrzliwie.
Prychnęłam.
- Ta, tylko marzę o tym, by się uganiać za jakimś bezmózgim dupkiem!
- Zważaj na słowa, dziewczyno.
- Ohoho, już się boję. 
Przeszedł przez bramkę, podszedł do konia i poklepał go z czułością po pysku.
- Pierwszy raz ? - spytał miękko.
Kiwnęłam głową.
- Jak już nauczyć się jeździć to pojedziemy kiedyś na przejażdżkę.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Cóż to za zmiana?
- Oj, nie można być ciągle gburem.
Ponownie wzruszyłam ramionami i niezdarnie wzięłam się za schodzenie z Shakiry. 
- Pomóc Ci ? -  usłyszała jego głos zza pleców. 
- Nie, dzięki... 
Przez nieuwagę źle przekręciłam nogę przy zeskoku, co zaowocowało spadnięciem mojej skromnej osoby na twarz.
- Cholera... - wykrztusiłam, powoli podnosząc się na rękach.
- Wszystko w porządku, Cela ? - troska w głosie tego odmóżdżonego debila?
- A jak myślisz ? - sarknęłam.
W końcu udało mi się usiąść na obolały tyłek.
- Ała...
Pawlicki popatrzył chwilę na mnie, aż szybkim ruchem schylił się biorąc mnie w ramiona i podnosząc.
- Co Ty robisz ?! - pisnęłam.
- Niosę Cię. 
- No to wiem. Ale po co ?
- Masz paskudną ranę na kolanie. Trzeba ją opatrzyć. 
Popatrzyłam na wspomnianą przez niego część ciała. Z wielkiej rany sączyła się krew.
- Mogłabym iść o własnych siłach.
- Wątpię. - odparł z przekąsem. 
"Niechętnie" zarzuciłam mu ręce na szyję i bezkarnie zaczęłam się mu przyglądać. Ładnie zarysowana, kwadratowa szczęka, brązowe oczy i pełne usta. Jest diablo przystojny.
- Co mi się tak przyglądasz? 
- A tak, po prostu. 
Uśmiechnął się do mnie. Wyszliśmy zza drzew. Moim oczom ukazał się piękny, biały dwupiętrowy dom z czerwoną dachówką. Do niego przylegał bajeczny ogród z mnóstwem róż. Na ganku stał wiklinowy stół z sześcioma krzesłami.
- Ale tu pięknie. Mieszkasz tu ?
- Tak, z rodzicami.
- A Przemek ? 
- W mieście, na rynku. 
Otworzył wielkie dębowe drzwi. Weszliśmy do przedpokoju, by potem udać się kuchni. 
W środku stała kopia braci Pawlickich, tylko że starsza. Zapewne ojciec chłopców.
- Co Ty tam niesiesz, synu ? - zapytał.
- Kobietę. - odparł wesoło do taty. 
- To ja wam nie przeszkadzam... Dzień dobry.. kobieto.
Spąsowiała.
- Dzień dobry. 
Usadowił mnie na jednym z białych krzeseł. 
- Przez Ciebie czułam się jak idiotka. 
- Drobiazg.
Odwrócił się i zaczął grzebać w jakiejś szafce. 
Z triumfem wymalowanym na twarzy wyciągnął z niej wodę utlenioną, gazik i plaster.
Uklęknął przede mną wylewając na materiał dezynfekującą ciecz.
- Uwaga, będzie bolało. - poinformował.
Jakbym nie wiedziała.
Skrzywiłam się, gdy dotknął mojego kolana gazikiem. Szczypało jak diabli. 
Z chirurgiczną precyzją oczyścił ranę, nałożył plaster i cmoknął opatrunek, mówiąc, że tak lepiej się zagoi. 
Nagle do kuchni wparował Przemek, a za nim zdyszana Sandra. 
Brunetka podbiegła do mnie i złapała za ramiona. 
- Nic Ci nie jest ? 
- Jejku, a co miało mi się stać ?  Tylko źle zeszłam z konia. 
Na jej twarzy było widać ulgę. 
- Fajtłapa.  - zażartowała.
- Dzięki. 
Pomogła mi wstać i złapałyśmy się pod ręce. 
- To my już lepiej pójdziemy... Ile płacę za jazdę ? - spytałam braci.
- Oj, nic. Na koszt firmy. - odparł 'Pan Zmienny'. 
- Och, fajno. Dziękuje za pomoc. Cześć wam. 
- Cześć dziewczyny. - odparli chórem. 
Wymieniłyśmy z Sandrą porozumiewawcze spojrzenia i wyszłyśmy na parne powietrze.
- Będzie padać. - stwierdziła z miną znawcy.
- Bo Ty się znasz...
Gdy wsiadłyśmy do samochodu z nieba zaczęły padać pierwsze krople deszczu.
- A nie mówiłam ?

**********************************************************
*Zaborowo - nie wiem jak to nazwać, może : Zaborowo to taka miejscowość na przedmieściach. 
Dziś trochę, krótki, lecz mam nadzieję, że wam się podobał. Więcej Celki - to lubię. A Wy ?
I chciałam sprostować. W poprzednim rozdziale napisałam zły wynik meczu. Po prostu wybrałam liczby na chybił-trafił, bo sie spieszyłam. Przepraszam za to i na pewno obiecuję poprawę :D
jeśli ktoś jest fanem The Wanted, lub lubi opowiadania to zapraszam na mój pierwszy blog.  <link do mojego pierwszego bloga>
Za tydzień następny !
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ